Przejdź do głównej zawartości

2017 rok - jest w ogóle co podsumowywać?


Hello, it's me! Trochę odświeżyłam stronę, odrobinę również przemyślałam sprawę i możliwe, że zmieni się jeszcze parę rzeczy tutaj, ale zasadniczo nie po to teraz piszę. Wszystko potrzebuje czasu.

Zastanawiałam się jakiś czas, jak podsumować ten 2017 rok. Nie wiedziałam do końca gdzie, kiedy i w jakim celu. Wypadło na "moje miejsce w sieci". A jako iż jest zaniedbane, to czas je reaktywować! W końcu nowy rok, nowa ja!

Jeszcze jedną poważną przeszkodą do tego by cokolwiek opisać był... nie do końca optymistyczny wydźwięk tego roku. Jednak patrząc szerzej - poza paroma rozczarowaniami natury emocjonalno-uczuciowej, nie wypełnieniem żadnego postanowienia noworocznego i stworzeniem znowu murów obronnych - to nie był taki beznadziejny rok. Po prostu był trochę gorszy od paru poprzednich.

Kiedy spisywałam multum postanowień noworocznych, które nawet nie były szczególnie trudne do zrealizowania, nie myślałam, że może pójść aż tak wszystko nie tak. Tym samym, w nadchodzącym roku jedynym postanowieniem będzie po prostu powrót na dobrą drogę. Dobry finisz roku, nieco nakreślił mi moją przyszłą ścieżkę. Czuję, że będzie dobrze.

Mimo wszystko 2017 rok był dla mnie kolejną dobrą lekcją. W pewnych momentach czułam, że coś idzie po prostu za łatwo przez krótki czas, a następnie niepowodzenia, rozczarowania i zmęczenie nawarstwiały się naraz. "W życiu piękne są tylko chwile..." - stara prawda, czasami się po prostu zapominam, wierząc, że ta chwila się może przeciągnąć. ;-)


W tym roku więcej straciłam kontaktów, niż zyskałam, ale przyznam szczerze, że ilościowy deficyt jest wynagradzany przez jakościowy. Kto ma zrozumieć, poczuć się urażony/usatysfakcjonowany, obojętnie przejść obok tego zdania - ten będzie wiedział. W razie ewentualnych pytań - no już od biedy można zapytać. ;-) Jedno jest pewne - przyjaciół, którym mogę ufać i na których pomoc mogę liczyć - wciąż mam najlepszych! Za co Wam dziękuję, bo gdyby nie Wy, to napewno 2017 rok byłby jeszcze cięższy!

Dobre momenty uwieczniałam na moim Instagramowym profilu. Przeglądając go teraz i wspominając, było kilka fajnych, pozytywnych wydarzeń, które będę pamiętała z tego 2017 roku. Nie wszystkie może potoczyły się do końca radośnie (zazwyczaj miało to znaczenie w przypadku niekorzystnego wyniku mojej drużyny), ale całokształt wyjazdów zawsze był przeze mnie odbierany pozytywnie.

Moja praca.
Wiele poprawiłam w jakości wykonywanej przeze mnie pracy. Nieco zaczęłam w pewnych aspektach ułatwiać sobie życie - ma to związek z kilkoma inwestycjami, które poczyniłam. Trochę chyba za bardzo, w pewnych momentach, chciałam, że koniec końców maj/czerwiec i listopad/grudzień, to były miesiące, w których praca stawała się już coraz bardziej przykrym obowiązkiem. Złożyło się na to wiele czynników. Wiem zatem, że napewno pierwszy kwartał nowego roku będzie typowym odświeżeniem umysłu. Oczywiście, jeśli chodzi o pracę w klubie, to nie będę leżała przez trzy miesiące. Chodzi raczej o skupienie się bardziej właśnie tylko na tym, co jestem w stanie zrobić! ;-)

Ostatnio sprawdzałam i zrobiłam w 2017 roku ponad 36 tysięcy zdjęć... Co ciekawe, to jeszcze większa liczba niż w roku 2016, więc może troszeczkę mnie rozumiecie w sprawie "zmęczenia materiału". Pewnie pękła kolejna stówka jeżeli chodzi o ilość meczów, jakie miałam okazję zobaczyć czy sfotografować. Jednak chyba ciężko byłoby mi zliczyć każdy z meczów. Życzyłam sobie intensywniejszego 2017 roku, to sobie "wyżyczyłam". Na 2018 rok życzę sobie więcej jakości, niż ilości. ;-)

Będzie lepiej. W to wierzę. Pare zmian już od początku roku się szykuje, a mianowicie wyprowadzka z domu, a możliwe, że jest to bodziec, którego najbardziej potrzebuję. W 2017 roku często tęskniłam za "wolną głową", a mieszkanie samej jest zdecydowanie dla mnie synonimem "wolnej głowy". Wiem to z autopsji, gdybym tego nie znała, to pewnie bym za tym nie tęskniła. ;-)

No cóż, na koniec dziękuję mimo wszystko za ten 2017 rok! Dziękuję wszystkim, bo każdy z Was dołożył swoją cegiełkę do mojego dalszego istnienia. Może czasem bolące były rozczarowania, ale zawsze obok był ktoś, kto pomagał w ponownym podniesieniu się! Nauka - ważna sprawa!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Vienna!

Ta, jestem żałosna z moją regularnością. Zdecydowanie brakuje mi czasu na właśnie takie coś. Na pisanie o czymś co fajnego w życiu robię. A wydaje mi się, że robię wiele fajnych rzeczy, a dziś o jednej z nich, czyli o mojej wyprawie do Wiednia! Wybrałam się tam ze swoją współlokatorką, na jeden dzień. Wyjechałyśmy w nocy, byłyśmy na miejscu przed szóstą rano, a autobus powrotny miałyśmy o godzinie 22:30. Polski Bus to najcudowniejsze "dzieło", które zostało stworzone! Za całość przejazdu zapłaciłam tylko 24zł w obie strony!!! Można by powiedzieć, że prawie za darmo. Tyle, że bilety na listopad kupowałyśmy w sierpniu. No, ale wyszło jak wyszło i w sumie zdecydowanie się cieszę, że tak właśnie wypadło... Na początku mało do nas docierało, że jedziemy do stolicy Austrii. Dopiero w dniu wyjazdu, zaczęłyśmy czuć, że coś się dzieje! I tak praktycznie, poza jednym wydrukowanym tekstem, w którym to para opisywała swój jednodniowy pobyt w Wiedniu, nie miałyśmy nic. Ostatnio gło...

Zapanowanie nad emocjami czyli - przygody z sportowym dziennikarstwem

Był wtedy może kwiecień, może maj. Ciężko stwierdzić, z trudnością przypominam sobie co jadłam niedawno na śniadanie, a co dopiero fakt, kiedy to się zaczęło. Chociaż inaczej! Jeszcze kilka miesięcy temu, stojąc na hali "Jastor" w Jastrzębiu - jako kibic - nie wyobrażałam sobie faktu, że kilka miesięcy później, będę siedziała na miejscach dla prasy. Masz Ci los. Udało się! Moje, jakże ambitne plany związane z tego typu dziennikarstwem, rozpoczęły się pod koniec trzeciej klasy gimnazjum. Ciężko było określić co mnie w tym kierunku pociągnęło. Przecież jestem typowym ścisłowcem, który kocha się namiętnie w matematyce (no może z tą miłością delikatnie przesadziłam;))! Co nie zmienia faktu, że lubię matmę i idzie mi z nią lepiej aniżeli, niekiedy z polskim czy historią. No, ale przeszło od roku uczęszczam do klasy dziennikarskiej, którą mniej więcej tak sobie wyobrażałam. Choć poglądy nieco mi się zmieniły, to jednak popełniłabym to samo "głupstwo" co w maju 2009 ...