Przejdź do głównej zawartości

MISTRZ, MISTRZ KAMIL STOCH!!!

Wdech, wydech i czas coś napisać!!! Ostrzegam, że może być długo i czasem bezsensu. :D
Ale to ta euforia, duma i... satysfakcja. ;)




Cóż na początku wykrzyczeć literkami jak nie: MISTRZ, MISTRZ KAMIL STOCH!?

Pewnie napiszę to jeszcze milion razy (dobra, przesadzam z tym milionem, ale mam tak niepoukładane myśli ze szczęścia, że sami wiecie, sami rozumiecie). Cholera! Te dwa złota w Soczi to jak... Wygrana w totka. Serio. Ta rozpierająca mnie duma jest największa na świecie. Nie wiem, może jest w Polsce wielu takich jak ja, ale skupię się na razie na sobie. Tak jak Kamil skupia się na swojej pracy, a nie na pracy rywala. ;)
Zasadniczo nie wiem co napisać. To wszystko jest takie świeże. Zdobył coś czego wielu nie zdobyło. Stał się kimś, kogo będzie się wspominać latami. Najpiękniejsze jest to, że wiem, że to jeszcze nie koniec tej przygody. A ja będę mogła jeszcze niejednokrotnie wypiąć pierś do przodu i dumnie krzyczeć MISTRZ, MISTRZ KAMIL STOCH! Nie wiem jak ująć to jak się czuję. Mój ojciec, po pierwszym złocie powiedział: "No tak dziewczyno, masz w tym swój wkład. Wierzyłaś w niego, gdy mało kto w niego wierzył. Możesz dumnie unosić głowę i w pełni cieszyć się jego sukcesem." To było chyba najpiękniejsze zdanie jakie usłyszałam od niego, jeżeli chodzi o sport. Bo tak się czuję. Może to buńczuczne i egoistyczne, ale któż myślał tak o Stochu 7 czy 8 lat temu? Któż wierzył, przed tyloma latami o tym, że gdy Adam Małysz skończy karierę, Kamil Stoch zacznie zdobywać kolejne trofea dla Polski?

Żeby nie było... Adam był wielki! Adam pokazał Polakom co to są skoki narciarskie. Adam, niejako nas wychował. Wychował Naród na wspaniałych kibiców skoków narciarskich. Adam wlewał nadzieje. Adam dawał wiele radości, łez... Wspaniałych tryumfów... Prawdą również jest fakt, że mając takiego Mistrza, zapominało się trochę o tych chłopakach obok. Nie tylko media. Nie tylko Związek Narciarski. Ale również kibice.

Pamiętam jak byłam na LGP w Zakopanem w 2008 roku. ;) Moje pierwsze spotkanie z Kamilem. Byłam lekko przerażona. Dlatego pewnie wyszło jak wyszło, że zdjęcie z nim gdzieś przepadło. Wracał do Centralnego Ośrodka Sportu z treningu. Wracał po kontuzji barku. Pamiętam, że mimo sporej ilości ludzi, która była na terenie Ośrodka, poza nami nikt go nie zatrzymał. Przechodził obok nich, jakby niezauważalny, przyszły Mistrz Olimpijski. :) PODWÓJNY! W ogóle tak było z każdym polskim skoczkiem, poza Małyszem. Nie wiem. Miałam zawsze szacunek do Adama i jestem mu wdzięczna, że nauczył mnie "skoków", ale uważałam, że uwaga, którą poświęcana była jemu, nie szła w parze ze szkoleniem kadry narodowej. Dlatego nie mieliśmy zbytnio drużyny. Piąte miejsca to najwyższe na jakie mogliśmy liczyć. Tak było, m.in. w Turynie na IO...

Tak, czuję się prawdziwym kibicem Kamila. Takim, który był z nim wtedy kiedy nie szło, kiedy był w cieniu, kiedy zdobywał pierwsze trofea, które jeszcze nie dawały wszystkim wiary w to co może osiągnąć. Mega pamiętam jego pierwszy wygrany konkurs w Oberhofie! Od początku świetnie spisywał się w treningach. A w konkursie pokazał klasę. Nawet mam na yt filmik zrobiony >>KAMIL STOCH W OBERHOFIE<<. To był pełen wzruszenia moment. W końcu, ktoś poza Adamem wygrał konkurs Letniego Grand Prix. To było w 2007 roku. Dopiero, można by było powiedzieć, niespełna cztery lata później przyszła wygrana w Pucharze Świata! Ale to był też wyjątkowy konkurs. Wiem, że nie mogłam go oglądać, bo byłam na PP siatkarzy w Warszawie. Ale miałam relację... Warunki, upadek Adama i ... pewna, przełomowa można by rzec wygrana Kamila. Łzy w oczach. Coś się zmieniało. Pomału, niepostrzeżenie...

Kamil wielokrotnie doprowadzał mnie do radości, uśmiechu, dobrego humoru, łez tych radosnych i tych nieco mniej słodszych. Jednym z takich radosnych momentów był list... Pisałyśmy go razem z moją koleżanką. Miałyśmy po 14 lat (pierwsza połowa 2007 roku)! Matko, jak ten czas leci... Oprócz tego, dostałyśmy dwie karty z autografami, te co są na górze. Oryginał listu jest u mnie. Trzymam go wśród reszty innych listów. To było coś pięknego. Pisałyśmy go w marcu, a w sierpniu dostałyśmy odpowiedź. Fenomenalna sprawa. Z każdym kolejnym sukcesem, to wszystko co zaczęło się przed siedmioma-ośmioma latami nabiera większej wartości i daje satysfakcję, dumę i nadzieję, że warto naprawdę wierzyć i naprawdę się starać i wspierać! Trzy kartki, które są na kolażu na dole, dostałyśmy bodaj 2 albo 3 lata później. Ciężko mi powiedzieć dokładnie. Musiałabym znaleźć list od Malwiny, bo druga koperta z kartami wędrowała właśnie do niej.

Teraz? Teraz jestem przepełniona radością, dumą, euforią i pewną satysfakcją. Nie muszę nawet się obawiać o opinię kibica sukcesu, bo zwyczajnie, 8 lat temu nawet nikt o sukcesach Kamila nie myślał. Albo myślał strugając se żarty. ;) Wiem, że wierni kibice Adama są teraz trochę zazdrośni. W sumie, dziwnie by było jakby było inaczej. Adam zapoczątkował wiele dobrego związanego ze skokami, a to Kamil ma coś, czego Małysz nie zdobył, a czego pragnął równie mocno. Taki mały pstryczek w nos, ale może to jest to, co oddał los, za to, jak mało uwagi było poświęcane całej naszej kadrze skoczków w czasach Małysza? W końcu, Adam w drużynie też nie ma żadnego mistrzowskiego medalu. Choć w Sapporo było blisko (ach ten Mateja).. A Kamil ma już brąz z Val di Fiemme. A wierzę, że to jeszcze nie koniec w Soczi. Pod warunkiem, że Kubacki będzie w drużynie za Żyłę. :P Poza tym, to nie wiem... Kamil nie lubi porównań. On lubi pracować sam na swoje i najpiękniejsze jest to, że swoją determinacją i uporem udaje mu się to w pełni. Dwa złota Olimpijskie! To nawet dla mnie ciągle brzmi jak jakiś przepiękny sen, a to przepiękna rzeczywistość.


MISTRZ, MISTRZ KAMIL STOCH!!!

"Ciesz się z każdego przeżytego dnia, bo on już się nie powtórzy."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

2017 rok - jest w ogóle co podsumowywać?

Hello, it's me! Trochę odświeżyłam stronę, odrobinę również przemyślałam sprawę i możliwe, że zmieni się jeszcze parę rzeczy tutaj, ale zasadniczo nie po to teraz piszę. Wszystko potrzebuje czasu. Zastanawiałam się jakiś czas, jak podsumować ten 2017 rok. Nie wiedziałam do końca gdzie, kiedy i w jakim celu. Wypadło na "moje miejsce w sieci". A jako iż jest zaniedbane, to czas je reaktywować! W końcu nowy rok, nowa ja! Jeszcze jedną poważną przeszkodą do tego by cokolwiek opisać był... nie do końca optymistyczny wydźwięk tego roku. Jednak patrząc szerzej - poza paroma rozczarowaniami natury emocjonalno-uczuciowej, nie wypełnieniem żadnego postanowienia noworocznego i stworzeniem znowu murów obronnych - to nie był taki beznadziejny rok. Po prostu był trochę gorszy od paru poprzednich. Kiedy spisywałam multum postanowień noworocznych, które nawet nie były szczególnie trudne do zrealizowania, nie myślałam, że może pójść aż tak wszystko nie tak. Tym samym, w nadchod...

Vienna!

Ta, jestem żałosna z moją regularnością. Zdecydowanie brakuje mi czasu na właśnie takie coś. Na pisanie o czymś co fajnego w życiu robię. A wydaje mi się, że robię wiele fajnych rzeczy, a dziś o jednej z nich, czyli o mojej wyprawie do Wiednia! Wybrałam się tam ze swoją współlokatorką, na jeden dzień. Wyjechałyśmy w nocy, byłyśmy na miejscu przed szóstą rano, a autobus powrotny miałyśmy o godzinie 22:30. Polski Bus to najcudowniejsze "dzieło", które zostało stworzone! Za całość przejazdu zapłaciłam tylko 24zł w obie strony!!! Można by powiedzieć, że prawie za darmo. Tyle, że bilety na listopad kupowałyśmy w sierpniu. No, ale wyszło jak wyszło i w sumie zdecydowanie się cieszę, że tak właśnie wypadło... Na początku mało do nas docierało, że jedziemy do stolicy Austrii. Dopiero w dniu wyjazdu, zaczęłyśmy czuć, że coś się dzieje! I tak praktycznie, poza jednym wydrukowanym tekstem, w którym to para opisywała swój jednodniowy pobyt w Wiedniu, nie miałyśmy nic. Ostatnio gło...

Zapanowanie nad emocjami czyli - przygody z sportowym dziennikarstwem

Był wtedy może kwiecień, może maj. Ciężko stwierdzić, z trudnością przypominam sobie co jadłam niedawno na śniadanie, a co dopiero fakt, kiedy to się zaczęło. Chociaż inaczej! Jeszcze kilka miesięcy temu, stojąc na hali "Jastor" w Jastrzębiu - jako kibic - nie wyobrażałam sobie faktu, że kilka miesięcy później, będę siedziała na miejscach dla prasy. Masz Ci los. Udało się! Moje, jakże ambitne plany związane z tego typu dziennikarstwem, rozpoczęły się pod koniec trzeciej klasy gimnazjum. Ciężko było określić co mnie w tym kierunku pociągnęło. Przecież jestem typowym ścisłowcem, który kocha się namiętnie w matematyce (no może z tą miłością delikatnie przesadziłam;))! Co nie zmienia faktu, że lubię matmę i idzie mi z nią lepiej aniżeli, niekiedy z polskim czy historią. No, ale przeszło od roku uczęszczam do klasy dziennikarskiej, którą mniej więcej tak sobie wyobrażałam. Choć poglądy nieco mi się zmieniły, to jednak popełniłabym to samo "głupstwo" co w maju 2009 ...