Przejdź do głównej zawartości

Poznań! Welcome again!

Tak jak obiecałam, ruszam pełną parą! Nie powinnam, bo w tym tygodniu mam masę innych, głównie uczelnianych problemów i spraw do załatwienia, ale jak widać... Wszystko dobrze robić, byle się nie uczyć. Pomyśleć, że za miesiąc koniec tej uczelnianej "gonitwy", hahaha. Nawet gonitwą tego nazwać nie można.

Ale lepiej porozmawiam o Poznaniu. Poznań. Poznań. Poznań! Miasto doznań! Zazwyczaj pozytywnych, choć raz, niemal rok temu doznałam największego, sportowego rozczarowania piłkarskim światkiem! Ale nie o rozczarowaniach dziś mowa. Mam dość problemów na głowie, czas napisać o przyjemnych sprawach.

W stolicy Wielkopolski zagościłam w tym roku... PO RAZ PIERWSZY! Jest mi tak okropnie źle z tym faktem, że wcześniej nie miałam jak przyjechać. Oczywiście sztandarowym punktem "imprezy" był mecz Lecha Poznań! Lechici grali z Górnikiem Zabrze. Lecz najpierw, czekała mnie blisko sześciogodzinna podróż pociągiem. Na szczęście zleciało dość sprawnie i po 14:30 mogłam cieszyć się i wdychać wielkopolskie powietrze!

Poczekałam chwilę na M., która miała mnie odebrać i postanowiłyśmy pójść do Poznań City Center, czyli do przydworcowej galerii, gdzie niedawno spadł sufit, HEHE. (FILMIK) Doprawdy - uroczo. Trochę se kpiłyśmy, że trzeba uważać, bo jeszcze nam coś spadnie na głowę. Dobra, dobra... Zjadłam sobie na obiad sałatkę cesarską. O, żeby nie znowu McDonald. Było zdrowo i pożywnie, a przy stolikach nie było prądu. Cóż za rozczarowanie. Na szczęście, później się znalazł!

Trochę czasu było do meczu, więc siedziałyśmy tam z M. i ładowałyśmy telefon. Później to już wyprawa tramwajem (po tramwajach najlepiej widać fakt, że dawno mnie tam nie było! Ostatnio na stadion to trzeba było dojeżdżać z milionem jedną przesiadką, a teraz pięknie, szósteczka spod dworca na Stadion!).

Łiii! I jest on! Mój piękny czwarty dom (po tym rodzinnym, w Katowicach i na hali w Jastrzębiu). Jak to ostatnio szanowny Pan Szczerbowski na wykładzie powiedział - przed państwem, pudełko zapałek! Ekhm... Miałam ochotę coś powiedzieć, ale zwyczajowo wolałam milczeć.

Tak więc Inea Stadion! Nie mogłam się doczekać chwili, kiedy znowu stanę na murawie, będę robić zdjęcia mojej ukochanej, piłkarskiej drużynie. Kiedy przed wyjściem obu jedenastek na murawę, zabrzmi hymn Kolejorza! Kiedy w końcu Kocioł przypomni mi, że jest najlepszą trybuną na świecie! Czułam się rozemocjonowana i pełna obaw czy się znajdę w tym ogromie, ale jakoś dałam radę. Musiałam. Chociaż nogi to już miałam jak z waty i ogólnie dobierało się do mnie zmęczenie. Zwłaszcza wtedy gdy nic się nie działo.

Kiedy w końcu zawodnicy wyszli na rozgrzewkę, to wszystko nagle zaczęło nabierać sensu. Chwyciłam za aparat i zaczęłam robić zdjęcia! Pracę jaką wykonałam można zobaczyć TUTAJ. ;) Nie są jakieś mega spektakularne, ale niektóre mi się bardzo podobają. Wstawię je tu na koniec.

Podczas całego meczu "przystępowałam" z nogi na nogę w rytm to jednego dopingu a drugiego. Piękne dwie bramki Gergo i niczego sobie brama Sobolewskiego, którą... Przeczuwałam. Gdy widziałam ten brak agresji w obronie Lecha i to jak od piłkarza do piłkarza przechodziła piłka w Górniku, to ja wręcz czułam, że padnie wyrównujący gol. No i się nie pomyliłam. Jednak tak jak wspominałam wcześniej, Węgier strzelił dwie bramki. Jedną pierwszej, drugą w drugiej połowie, ustanawiając wynik meczu na 2:1. Z murawy i zza obiektywu ciężko określić na jakim poziomie ten mecz stał. Jednak co swoje przeżyłam to moje. Wygrana Kolejorza była faktem!

To był sympatyczny wieczór, bez wątpienia! Po mnie i po M. przyjechała po meczu K. z jej tatą. Niezwykle jestem im wdzięczna za gościnę! Tego wieczoru padłam tak wykończona, że nie pamiętam kiedy zarejestrowałam koniec tego dnia. To był mega szybki i dość spontaniczny weekend. W niedziele, miałam pociąg powrotny o 14:31. Czas leciał jak oszalały. Jak dojechałyśmy do dworca, to została nam niecała godzina by zjeść, znaleźć rogale marcińskie (których nie znalazłam, koniec końców) no i dostać się na peron. Oczywiście K. miała zawsze czas, ale jak przyszło co do czego, to musiała mi przyznać racje, że mogła się mnie posłuchać (musiałam sobie dopisać jakieś zasługi).

Po dobie spędzonej w Poznaniu, musiałam się z tym miastem żegnać. Mam nadzieję, że w tym roku jeszcze się wybiorę nie raz i nie dwa tam. ;) Bardziej też w celach rekreacyjnych, by odwiedzić znowu kilka miejsc. Bo prócz Stadionu, to jest wiele świetnych zakątków, do których lubię wracać. W ogóle, cały Poznań jest świetny! Kto nie był to polecam! Kto był przejazdem i się nie przekonał - to zapraszam by wpadł na dłużej! NAJFAJNIEJSZE MIASTO W POLSCE! :D







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

2017 rok - jest w ogóle co podsumowywać?

Hello, it's me! Trochę odświeżyłam stronę, odrobinę również przemyślałam sprawę i możliwe, że zmieni się jeszcze parę rzeczy tutaj, ale zasadniczo nie po to teraz piszę. Wszystko potrzebuje czasu. Zastanawiałam się jakiś czas, jak podsumować ten 2017 rok. Nie wiedziałam do końca gdzie, kiedy i w jakim celu. Wypadło na "moje miejsce w sieci". A jako iż jest zaniedbane, to czas je reaktywować! W końcu nowy rok, nowa ja! Jeszcze jedną poważną przeszkodą do tego by cokolwiek opisać był... nie do końca optymistyczny wydźwięk tego roku. Jednak patrząc szerzej - poza paroma rozczarowaniami natury emocjonalno-uczuciowej, nie wypełnieniem żadnego postanowienia noworocznego i stworzeniem znowu murów obronnych - to nie był taki beznadziejny rok. Po prostu był trochę gorszy od paru poprzednich. Kiedy spisywałam multum postanowień noworocznych, które nawet nie były szczególnie trudne do zrealizowania, nie myślałam, że może pójść aż tak wszystko nie tak. Tym samym, w nadchod...

Vienna!

Ta, jestem żałosna z moją regularnością. Zdecydowanie brakuje mi czasu na właśnie takie coś. Na pisanie o czymś co fajnego w życiu robię. A wydaje mi się, że robię wiele fajnych rzeczy, a dziś o jednej z nich, czyli o mojej wyprawie do Wiednia! Wybrałam się tam ze swoją współlokatorką, na jeden dzień. Wyjechałyśmy w nocy, byłyśmy na miejscu przed szóstą rano, a autobus powrotny miałyśmy o godzinie 22:30. Polski Bus to najcudowniejsze "dzieło", które zostało stworzone! Za całość przejazdu zapłaciłam tylko 24zł w obie strony!!! Można by powiedzieć, że prawie za darmo. Tyle, że bilety na listopad kupowałyśmy w sierpniu. No, ale wyszło jak wyszło i w sumie zdecydowanie się cieszę, że tak właśnie wypadło... Na początku mało do nas docierało, że jedziemy do stolicy Austrii. Dopiero w dniu wyjazdu, zaczęłyśmy czuć, że coś się dzieje! I tak praktycznie, poza jednym wydrukowanym tekstem, w którym to para opisywała swój jednodniowy pobyt w Wiedniu, nie miałyśmy nic. Ostatnio gło...

Zapanowanie nad emocjami czyli - przygody z sportowym dziennikarstwem

Był wtedy może kwiecień, może maj. Ciężko stwierdzić, z trudnością przypominam sobie co jadłam niedawno na śniadanie, a co dopiero fakt, kiedy to się zaczęło. Chociaż inaczej! Jeszcze kilka miesięcy temu, stojąc na hali "Jastor" w Jastrzębiu - jako kibic - nie wyobrażałam sobie faktu, że kilka miesięcy później, będę siedziała na miejscach dla prasy. Masz Ci los. Udało się! Moje, jakże ambitne plany związane z tego typu dziennikarstwem, rozpoczęły się pod koniec trzeciej klasy gimnazjum. Ciężko było określić co mnie w tym kierunku pociągnęło. Przecież jestem typowym ścisłowcem, który kocha się namiętnie w matematyce (no może z tą miłością delikatnie przesadziłam;))! Co nie zmienia faktu, że lubię matmę i idzie mi z nią lepiej aniżeli, niekiedy z polskim czy historią. No, ale przeszło od roku uczęszczam do klasy dziennikarskiej, którą mniej więcej tak sobie wyobrażałam. Choć poglądy nieco mi się zmieniły, to jednak popełniłabym to samo "głupstwo" co w maju 2009 ...