Przejdź do głównej zawartości

Czas, start. Międzychód cz. I

Tak. Powrót na stare śmieci. Myślałam o innym adresie, ale po co na nowo zakładać coś, co nie? Może w końcu nabierze to takich kształtów, jakich chciałam na początku, by wyglądał ten blog(spot). Ale pieprzenie.

Wrócę jednakże myślami do międzychodzkiej wyprawy. Och, tyle godzin podróży. Im więcej podróżuję, tym bardziej mi się nie chce. Więc wcale się nie dziwię, że siatkarze są zmęczeni tymi podróżami. Wspomina mi się fragment "Kadziu Projekt" z Pekinu, gdzie Łukasz pyta kolegów jak podróż, a Wika wyskakuje z tekstem, że on to by se jeszcze polatał. No tak, nie nalatał się za wiele, to by z chęcią to po robił. Mój zapał był niemal identyczny. Ale mijając już kwestie tego, jak coraz mi ciężej przemieszczać się środkami transportu kilka godzin, można powiedzieć, że poszło gładko. Poznań przywitał mnie... Deszczem. Jak nigdy.  Biedne dziecko - nie miałam parasola. Ale znalazłam Ann na dworcu, a ta miała kupiony za 5zł (nie omieszkała wspomnieć o cenie, wiadomo). Przejście na dworzec PKS, kupienie biletów do Międzychodu i zaszłyśmy do Starego Browaru (nawiasem mówiąc, na pksie oskubali mnie z 3zł za kibel, bo oczywiście nie pomyślałam, że Browarze załatwię se potrzeby za darmo, życie). Po co my tam byłyśmy? Hm... Chyba żeby tylko być. Potem znowu na dworzec. Poznałam Karolinę i Anię, spod Częstochowy. ;) No, potem podróż. Przeszło godzinna do miejsca mojego przeznaczenia. Poznałam Paulinę Ani.  W domu Ann byłyśmy chyba koło 19. ;)) Potem to były rozmowy, oglądanie filmu i ... spanie.

Sobota. No cóż. Pogoda nie rozpieszczała. Najpierw byłyśmy na zakupach z mamą Ann. Koło 12 poszłyśmy po moją akredytacje i kupiłyśmy jeden bilet na niedzielne mecze dla Ani. Potem wróciłyśmy do jej domu i oglądałyśmy kwalifikacje. Na 16 dotarłam na halę. Akurat na otwarcie Memoriału. Delecta była już po swoim meczu, który wygrała pewnie 3:0. Pitu, pitu. Gadu, gadu... Otwarcie i te sprawy. Przeszłam się po hali, znalazłam sobie jakieś miejsce i robiłam zdjęcia. Rozgrzewka. Potem mecz AZSu ze Skrą. Moje love Srecko Lisinac ;3 Mecz jak mecz. Pieciosetówka, która miałam nadzieję, że padnie łupem Akademików. Cieszę się, że potencjał w tej ekipie jest! ;)) Kocham ich PRAWIE tak samo mocno jak Jastrzębski, więc życzę im jak najlepiej. ;)) Pan konferansjer mnie wkurzał... BRAWKA DLA NIEGO i NAJLEPSZEGO KIBICA SIATKÓWKI Z KLUCZBORKA. Love45323132. Dosłownie, szkoda czasem słów. Pan NAJLEPSZY mógłby się zająć swoimi pieniędzmi, a nie czyimiś. Ale to, że oskubał Wlazłego z 600zł, to było nawet zabawne, no ale. Wylicytował se czajnik, opiekacz i  książkę kucharską, którą oddał następnego dnia - złoty chłopak, chciałoby się westchnąć [brawka dla Mariusza]. Po meczu nawet nie chciałam się pchać do siatkarzy. Stwierdziłam, że pójdę w niedziele, o czym napiszę jutro. Poza tym, Ann z jej Pauliną na mnie czekały. ;))

Na koniec części pierwszej - parę zdjęć z pierwszego meczu. ;))















[ta, chyba za dużo tej Skry, ale Michał Winiarski. No rozumiecie.]

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

2017 rok - jest w ogóle co podsumowywać?

Hello, it's me! Trochę odświeżyłam stronę, odrobinę również przemyślałam sprawę i możliwe, że zmieni się jeszcze parę rzeczy tutaj, ale zasadniczo nie po to teraz piszę. Wszystko potrzebuje czasu. Zastanawiałam się jakiś czas, jak podsumować ten 2017 rok. Nie wiedziałam do końca gdzie, kiedy i w jakim celu. Wypadło na "moje miejsce w sieci". A jako iż jest zaniedbane, to czas je reaktywować! W końcu nowy rok, nowa ja! Jeszcze jedną poważną przeszkodą do tego by cokolwiek opisać był... nie do końca optymistyczny wydźwięk tego roku. Jednak patrząc szerzej - poza paroma rozczarowaniami natury emocjonalno-uczuciowej, nie wypełnieniem żadnego postanowienia noworocznego i stworzeniem znowu murów obronnych - to nie był taki beznadziejny rok. Po prostu był trochę gorszy od paru poprzednich. Kiedy spisywałam multum postanowień noworocznych, które nawet nie były szczególnie trudne do zrealizowania, nie myślałam, że może pójść aż tak wszystko nie tak. Tym samym, w nadchod...

Na Wałbrzych!

Haha, wiem! Regularnością nie grzeszę, ale to jest chyba teraz odpowiednia pora by napisać. Jestem właśnie w drodze do Wałbrzycha. Teraz akurat jadę PolskimBusem (product placement, ups) do Wrocławia, a tam przesiadka w pociąg i... NA WAŁBRZYCH! W zasadzie wahałam się do ostatniego momentu z tą wyprawą. Oczywiście celem są mecze naszych siatkarek i siatkarzy. Już kilka dni temu wiem, że dostałam akredytację na te mecze, ale ze względu: a) moich zaległości na studiach b) tego, że nie miałam z kim jechać c) Polacy dzisiaj grają z Włochami i jest GP Kanady w F1 (!) powodowały, że nie umiałam się zdecydować. No, ale będę! Z nadzieją, że będzie to niezwykle owocny dzień. :) Bogaty w nowe doświadczenia, nowe zdjęcia i w ogóle, wszystko będzie nowe, hahaha. Na szczęście piękna pogoda na dworze nastraja. Jakby padało, to pewnie nie chciałoby mi się nawet wstawać, a musiałam o 5:30 zerwać się na nogi. No cóż. Wszystko z miłości do siatkówki i trochę z poczucia obowiązku, no i przecież ...

Irracjonalne podejście do sprawy

Niedzielny poranek, z ciepłą herbatą w ręku. Na dworze niezła "parówa", w zasadzie to prawdopodobnie zacznie zaraz padać. Też mi nowość. Na nogach od 8, bo musiałam na 9 pójść do kościoła, by potem zapanował ład i spokój, przynajmniej do popołudnia. Już o 14, smak prawdziwych emocji, z Kubicą w roli głównej. W pamięci mam jeszcze wyścig sprzed dwóch tygodni, na moim ulubionym torze w Monako. Oczywiście pewien niedosyt był, ale w końcu podium to podium! Zastanawiając się dzisiaj, jak może wyglądać start i wejście w pierwszy zakręt przez czołówkę, wyobraziłam sobie, nierealny w każdym razie, schemat: Pietrow wyprzedza Felipe Masse, Kubica pokonuje na pierwszym zakręcie Schumachera, z przodu się rozbija Button z Rosbergiem, Hamilton przebija oponę. Red Bulle w dalszej części wyścigu, ulegają awarii i w ten oto sposób Robert Kubica wygrywa swój pierwszy wyścig w tym sezonie! Wiem, wiem. Marzenia ściętej głowy i ten mój "polski optymizm". Będę zadowolona z miejsca 5-...