Przejdź do głównej zawartości

Międzychód cz. II

No hejka! Pan instalator spisał się na szóstkę. Był już w mieszkaniu przed 9 i załatwił kwestię Internetu w ciągu 40 minut. No Miszcz, po prostu. Zastanawiam się czy dzisiaj iść na ten Memoriał. Albo nie iść. Jakoś mi się nie  za bardzo nie chce. He. Jeszcze te książki. ;3

Ale tak jak w tytule, mam trochę fotek z dnia drugiego Memoriału Arka Gołasia. Drugi dzień był w zasadzie bardziej intensywny. Byłyśmy na obu meczach, siedziałyśmy przy lewej ławce rezerwowych. Ogólnie z rzeczy wartych zapamiętania to klaskanie razem ze Srecko podczas meczu o trzecie miejsce, dziwnie wyglądająca pani po stronie słowackiej drużyny, rodzinny Mariusz Marcyniak i ogólnie love, w stosunku do niektórych młodych z Czewy. W drugim meczu to... Chyba najlepsze i tak było po meczu, bo oprócz ciągłego "ale" Winiara, nie było nic ciekawego (poza oczywiście całym, emocjonującym pięciosetowym pojedynkiem) by się z Wami podzielić. A po meczu to najlepsze było rzucenie się na słodycze z paczek, Skry Bełchatów. Zwłaszcza zabawni byli Cupko, Aleks i Winiar. ;d Uwiecznione na fociach, ale to na koniec. Potem wszyscy się rzucili na siatkarzy, Winiar jeszcze przed zakończeniem uciekł do szatni... Ogólnie chciałam focie z Winiarskim seniorem, ale byłaby delikatna siara... ;d Dobra, mniejsza o to... Zdjęcie z pucharem Delecty też było. Do jaj, no ale jednak. I czekałam na tego Winiara. Czekałam, czekałam... Już myślałam, że się nie doczekam, ale wyszedł ON! Fociaczek rodzinny pt: Tatuś, mamuś i córuś. I rozkmina co jest gorsze: to, że Winiar został ojcem w wieku 10 lat czy to, że je zrobił gdy miałam 3 miesiące... Ogólnie niektórych rzeczy nie idzie ogarnąć.^^ Hm, poza tym nie ma już co opowiadać, jeżeli chodzi o Międzychód. Następnego dnia już trzeba było wracać. Pocałowałam po raz kolejny klamkę na UAMie, bo dziekanat w poniedziałek NIECZYNNY. What a shame. Chyba mnie nie zobaczą już tam. ;))))))))) Cóż tu jeszcze. Potem były lody z Ann, park przy Browarze, wcześniej fontanna na Fredry. No i chyba tyle. Podróż wyczerpująca, ale był w przedziale taaaaaaaaaaaaaki przystojny koleś, który mi kogoś przypominał, ale no... Nie umiem sobie jednak go skojarzyć. Mniejsza oto w zasadzie. Dobra, na koniec te obiecane fociaki. Hm i nadal się zastanawiam czy iść czy nie iść.























the best of the rest ;D

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

2017 rok - jest w ogóle co podsumowywać?

Hello, it's me! Trochę odświeżyłam stronę, odrobinę również przemyślałam sprawę i możliwe, że zmieni się jeszcze parę rzeczy tutaj, ale zasadniczo nie po to teraz piszę. Wszystko potrzebuje czasu. Zastanawiałam się jakiś czas, jak podsumować ten 2017 rok. Nie wiedziałam do końca gdzie, kiedy i w jakim celu. Wypadło na "moje miejsce w sieci". A jako iż jest zaniedbane, to czas je reaktywować! W końcu nowy rok, nowa ja! Jeszcze jedną poważną przeszkodą do tego by cokolwiek opisać był... nie do końca optymistyczny wydźwięk tego roku. Jednak patrząc szerzej - poza paroma rozczarowaniami natury emocjonalno-uczuciowej, nie wypełnieniem żadnego postanowienia noworocznego i stworzeniem znowu murów obronnych - to nie był taki beznadziejny rok. Po prostu był trochę gorszy od paru poprzednich. Kiedy spisywałam multum postanowień noworocznych, które nawet nie były szczególnie trudne do zrealizowania, nie myślałam, że może pójść aż tak wszystko nie tak. Tym samym, w nadchod...

Vienna!

Ta, jestem żałosna z moją regularnością. Zdecydowanie brakuje mi czasu na właśnie takie coś. Na pisanie o czymś co fajnego w życiu robię. A wydaje mi się, że robię wiele fajnych rzeczy, a dziś o jednej z nich, czyli o mojej wyprawie do Wiednia! Wybrałam się tam ze swoją współlokatorką, na jeden dzień. Wyjechałyśmy w nocy, byłyśmy na miejscu przed szóstą rano, a autobus powrotny miałyśmy o godzinie 22:30. Polski Bus to najcudowniejsze "dzieło", które zostało stworzone! Za całość przejazdu zapłaciłam tylko 24zł w obie strony!!! Można by powiedzieć, że prawie za darmo. Tyle, że bilety na listopad kupowałyśmy w sierpniu. No, ale wyszło jak wyszło i w sumie zdecydowanie się cieszę, że tak właśnie wypadło... Na początku mało do nas docierało, że jedziemy do stolicy Austrii. Dopiero w dniu wyjazdu, zaczęłyśmy czuć, że coś się dzieje! I tak praktycznie, poza jednym wydrukowanym tekstem, w którym to para opisywała swój jednodniowy pobyt w Wiedniu, nie miałyśmy nic. Ostatnio gło...

Zapanowanie nad emocjami czyli - przygody z sportowym dziennikarstwem

Był wtedy może kwiecień, może maj. Ciężko stwierdzić, z trudnością przypominam sobie co jadłam niedawno na śniadanie, a co dopiero fakt, kiedy to się zaczęło. Chociaż inaczej! Jeszcze kilka miesięcy temu, stojąc na hali "Jastor" w Jastrzębiu - jako kibic - nie wyobrażałam sobie faktu, że kilka miesięcy później, będę siedziała na miejscach dla prasy. Masz Ci los. Udało się! Moje, jakże ambitne plany związane z tego typu dziennikarstwem, rozpoczęły się pod koniec trzeciej klasy gimnazjum. Ciężko było określić co mnie w tym kierunku pociągnęło. Przecież jestem typowym ścisłowcem, który kocha się namiętnie w matematyce (no może z tą miłością delikatnie przesadziłam;))! Co nie zmienia faktu, że lubię matmę i idzie mi z nią lepiej aniżeli, niekiedy z polskim czy historią. No, ale przeszło od roku uczęszczam do klasy dziennikarskiej, którą mniej więcej tak sobie wyobrażałam. Choć poglądy nieco mi się zmieniły, to jednak popełniłabym to samo "głupstwo" co w maju 2009 ...